📘 4 notatki z książki „Prekariat i nowa walka klas” Jarosława Urbańskiego

4 min read

Może być zdjęciem przedstawiającym książka i tekst „Jarosław Urbański Prekariat i nowa walka klas KsiążkaiPrasa Książka”
Jarosław Urbański, Prekariat i nowa walka klas

Pamiętam taki kawał: 

Ulicą jedzie limuzyna i zatrzymuje się koło bezdomnego:

– Piotrek? – woła zadbany mężczyzna z tylnego siedzenia – to ja, Janek, kopę lat, siedzieliśmy w szkolnej ławce. Co u Ciebie?
– Tak sobie, nie jadłem nic od dwóch dni.
– Piotruś, Piotruś… ale to się musisz przemóc.

Jak nietrudno się domyślić sednem tego kawału jest komizm wynikający z rozbieżnej percepcji Janka i jego kolegi. A ściślej rzecz biorąc ślepej plamy, która opacznie modyfikuje interpretację zastanej sytuacji i ukazuje ogromną przepaść przede wszystkim poznawczą. 

Dlaczego o prekariacie?

Bo pojęcie „prekariat” i „prekarność” nie zagościł jeszcze tak mocno w codziennej debacie i zdaje się wciąż pozostawać w obszarze socjologicznego dyskursu niżeli powszechnej debaty społecznej. Termin prekariat wprowadził w 2014 roku Guy Standing łącząc słowo „precarious” (niepewny) oraz proletariat by opisać nową kategorię społeczną charakterystyczną dla współczesnych rynków pracy podporządkowanych reżimowi elastyczności tj. kondycji życia i pracy w warunkach niepewności, niestabilności i nieprzewidywalności, której zwieńczeniem jest np. praca najemna na umowach cywilnoprawnych.

Prekarność to sytuacja, w której ktoś wymaga troski, ale zderza się z systemowym przerzucaniem całego ciężaru odpowiedzialności na jednostkę w formie „trzeba było się ubezpieczyć”. (Tutaj tylko dodam, że słynna wypowiedź premiera Cimoszewicza została sparafrazowana i podana bez dalszego kontekstu, w którym pada już zapewnienie o pomocy ze strony ówczesnego rządu)

1. Odkrywanie meandrów transformacji lat 90-tych

Sięgnąłem po książkę Urbańskiego „Prekariat i nowa walka klas. Przeobrażenia współczesnej klasy pracowniczej i jej form walki”, bo tematyka prekarności po 89’ i współczesnej klasy robotniczej to dla mnie taka podwójna biała plama. Po pierwsze, z zaciekawieniem szukam opracowań rzucających światło na meandry transformacji początku lat 90-tych, której przebieg był mi jako rocznikowi 89’ bardziej dany niż stwarzał okazję do aktywnego działania i którego skutków jestem dziś beneficjentem czerpiąc pełnymi garściami z dobrodziejstw wolnego rynku, wygodnej pracy umysłowej i uroków dużego miasta. Po drugie – jako pochodna tego ostatniego – moje wiedza o doświadczeniach klasy robotniczej jest w gruncie rzeczy zerowa.  

Sama książka to z jednej strony sucha analizę naukowa o genezie powstania prekariatu w Polsce wzbogacona o teoretyczną podbudowę z zakresu socjologii, a z drugiej strony wiązka publicystycznych fragmentów o protestach robotników w Polsce i na świecie. Takie rozchwianie gatunkowe nie jest niczym złym, zresztą brak konkluzji czy planu działania też nie jest żadnym mankamentem – ta faktografia ma raczej otwierać perspektywę. Naturalnie ogromnym uproszczeniem byłoby upatrywanie się obecnego stanu rzeczy jedynie w decyzjach z początku lat 90-tych i wieszanie psów na Balcerowiczu za terapię szokową, ale książka Urbańskiego uświadamia (przynajmniej mi) mniej znane „bóle porodowe” transformacji, niepożądane skutki, zapomniane ofiary i przeobrażenia w myśleniu.

2. Między Lepperem i Kuroniem, a demonizacja związków zawodowych

W 1992-1993 w strajkach uczestniczyło 1.1 mln osób, więcej niż w lipcu i sierpniu 1980 roku. Zaczął też powiększać się dystans między inteligencją zasilającą szeregi klasę specjalistów a robotnikami, nie wspominając już o mieszkańcach wsi i po-PGRowskich chłoporobotnikach. O ile 20 lat wcześniej taki sojusz w ramach „Solidarności” czy „KOR” znajdował poparcie i aprobatę, tak w stosunku do późniejszej „Samoobrony” i ich radykalnych działań w obronie rolników dominował w dyskursie publicznym raczej prześmiewczy ton pogardy. Dygresja: zgoda, zupełnie inne zaplecze intelektualne między Kuroniem a Lepperem, choć azymut zbliżony. 

Jest to ciekawe, że w kraju, gdzie kołem zamachowym do obalenia reżimu był związek zawodowy, po 89’ zaczęło się związki zawodowe demonizować.

3. Atomizacja siły roboczej: Od Germinala do żółtych kamizelek

Urbański zauważa, że spadek zainteresowania problematyką pracowniczą wśród środowisk akademickich jest pokłosiem doktryny neoliberalnej, która utrwaliła się na początku lat 90-tych i koreluje ze społecznym wyrugowaniem z pola widzenia pojęcia „klasy robotniczej”.

Pojęcie klasy robotniczej wydaje się dziś marksistowskim anachronizmem (wyjątkiem w Polsce mogliby być górnicy będący dosyć jednolitą grupę jeśli chodzi o swój interes) rodem z Germinalu. Jednak to wyobrażenie robotników tłoczących się w halach fabrycznych czy kopalniach zastąpiła nowa rzeczywistość pracowników na umowach śmieciowych: sklepowi sprzedawcy, aktorzy i artyści (ci z spoza telewizji), gastronomia, „żółte kamizelki”, umowy śmieciowe, „nieopodatkowany przychód”. 

W tym względzie praca zaczęła być postrzegana jako towar dostarczany na „zindywidualizowanym” rynku pracy, w którym pracownik występuje jako „osobny podmiot, a nie kolektywnie, w sposób zorganizowany” (agencje pośrednictwa pracy i pracy tymczasowej są typową oznaką zmian instytucjonalnych w tym zakresie).  Atomizacja siły roboczej, w której pracownik nie jest objęty prawami ze względu na przynależność do grupy, sprawia że kładzie się na jego barki indywidualną odpowiedzialność: nieraz jako wypadkowa wolnościowego „jesteś kowalem własnego losu” i społecznego darwinizmu „przetrwają najlepiej przystosowani”. 

(Na marginesie jeszcze trzeba dodać: zatrudnienie w typowej pracy produkcyjnej zmniejszyło się na zachodzie, jednocześnie o dziesiątki milionów osób wzrosło w azjatyckim przemyśle, więc w skali światowej nie ubyło jej).

4. Minimalizm a głodówka, czyli Nomadland a digital nomads na B2B

Jak w przytoczonym na początku dowcipie o rozdźwięku między koniecznym głodem a kaprysem, tak „zamieszkanie” / „osadzenie” jest dla sprekaryzowanych pracowników wartością, która niezrozumiała jest dla tych na drugim biegunie, dla których realia rynkowej giełdy towarowej pracy są korzystne.

Nie uświadczysz związków zawodowych w branży IT (choć ostatnio powstał pierwszy w Google) i w żadnej innej branży jak IT nie znajdziemy niechęci przed długim okresem wypowiedzenia czy wymogiem umowy o pracę zamiast kontraktu B2B (względy podatkowe również mają tu znaczenie), czy przedzierzgnięcia na wartość dodaną pojęcia „digital nomad”. Nigdzie poza korporacją i światem technologii pojęcie VUCA (volatility, uncertainty, complexity, ambiguity) nie będzie powodem do dumy jako sztandar transformacji i zwinnego usposobienia.

Na minimalizm i oczyszczającą głodówkę najczęściej pozwalają sobie syci.

I tu kończąc pojawia się moja cicha obserwacja jak przebieg transformacji – silnie naznaczony neoliberalnym nurtem lat 80-tych na Zachodzie – głęboko zakorzenił w nas pewne sprzeczne dążenia i ramy poznawcze: zrównaliśmy wolność z wolnym rynkiem a ich w alternatywach widzimy powrót do autorytarnego socjalizmu, miotamy się między cichymi ciągotami wobec państwa opiekuńczego i wzgardą dla chciwego Janusza, łatwo solidaryzujemy się z restauratorami i personelem postawionymi teraz pod ścianą, lecz trudniej przychodzi nam przełknąć pomoc społeczną dla Briana i Jessici czy „patologii +500”, a wszystko to nad przepaścią między „robolem” i „lemingiem”.

Nie ma tu żadnej konkluzji, jedynie refleksja i zachęta do przeczytania książki. 


PS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, zapisz się do mojego newslettera – w poniedziałek, środę, piątek przed 8:30 dostaniesz krótkie 5 nagłówków z wydarzeniami ze świata 👇