Dziś nieco w tematach filozoficzno pop-kulturowych, do których skłoniła mnie książka antropologa Louis-Vincenta Thomasa Trup, czyli o fenomenie martwego ciała w kulturze.
Thomas pisał, że bez względu na poglądy śmierć była „najgorszym z wszystkich przerwań dlatego, iż pozostawia po sobie poniżającego i odrażającego trupa”.
Ten uniwersalny stosunek człowieka do martwego ciała potwierdza fakt, że nie odnaleziono ani jednej kultury, w której nie wykształciłyby się jakiekolwiek formy troszczenia się o ciało zmarłego w postaci pochówku czy obrzędu. Owe wzorce wydają się być wręcz tak silnie zakorzenione w ludzkiej mentalności, że dla wielu badaczy prehistorii odkrycie cmentarzysk czy mogił uznawane jest za dowód, iż dany obszar zamieszkiwał homo sapiens.
Nieboszczyk był zawsze zapowiedzią rozkładu oraz gnicia i dlatego musiał więc zostać oddzielony od reszty społeczeństwa i umieszczony na cmentarzu, który Baudrillard określał “archetypem getta”.
W tym wydaniu o:
- 🔮 Freud, „niesamowite” i wykres Masahito Moriego
- 🤢 „Ani przedmiot, ani podmiot”, czyli abiekt i skąd się bierze wstręt?
- 🤰 Zwyczaj chowania zmarłych w pozycji embrionalnej i powrót do łona
- 🤫 Obyczaj milczenia i skąd pojęcie nieśmiertelności?
- 🪦 Płyta nagrobna i narodziny sztuki przez śmierć
- 📸 Memento mori fotografii i praktyka zdjęć post-mortem w XIX wieku
- 🧟♂️ Żywy trup, czyli horror nieśmiertelności
Czas potrzebny na przeczytanie: 8 min 16 sek.
🔮 1. Freud, „niesamowite” i wykres Masahito Moriego
W opublikowanym w 1919 roku eseju Niesamowite, Zygmunt Freud rozwija koncepcję niesamowitości, jako sytuacji, w której coś zarazem „nie jest znane i znajome”. Taka sytuacja wywołuje w podmiocie dysonans poznawczy: przedmiot czy zjawisko określone mianem niesamowitego fascynuje nas, ale zarazem odpycha. Trup bardzo dobrze wpisuje się w tę kategorię, albowiem zewnętrznie przypomina bliską osobę, jednak to, z czym mamy do czynienia nie jest już podmiotem.
Ideę niesamowitości doskonale obrazuje wykres z badań japońskiego robotyka Masahiro Moriego z 1970 roku, którą określa się „Doliną niesamowitości” (Uncanny valley) przedstawiającym reakcje emocjonalne na poszczególne przedmioty w zależności od stopnia ich podobieństwa do człowieka. Mori badał reakcje ludzi na wygląd zewnętrzny robotów. Zgodnie z przewidywaniami, im robot był bardziej podobny do człowieka (np. Toster miał oczka, człekokształtny ludzik uśmiechał się) tym sympatyczniejszy się wydawał i budził miłe reakcje.
Ale do pewnego momentu.
Gdy robot zaczynał być łudząco podobny do człowieka i odróżnienie elementu ludzkiego od nieludzkiego nastręczało trudności, wśród badanych pojawiał się drastyczny spadek komfortu psychicznego. Gdy zaczynał się ruszać, powodowało to tylko natężenie tego odczucia.
Dlaczego?
Jeśli prezentowana istota była wystarczająco nieludzka w swojej formie, wówczas ewentualne ludzkie cechy dają się łatwo zidentyfikować, co budzi w nas uczucie sympatii i bezpieczeństwa („ok, to nie jest człowiek, ani za takiego się nie podszywa”).
Jednakże, w momencie gdy podobieństwo do człowieka jest zbyt łudzące, a odróżnienie elementu ludzkiego i nieludzkiego nastręcza trudności, ogarnia nas niepokój i groza jak na widok zombie: to trup, który nie powinien chodzić, a pełźnie, więc „czy to jest człowiek? co to w ogóle jest?”.
🤢 2. „Ani przedmiot, ani podmiot”, czyli abiekt i skąd się bierze wstręt?
Jakkolwiek freudowska teoria “niesamowitości” częściowo rozjaśnia „zagadkę” trupa, to jednak ze względu na swój ogólny charakter nie tłumaczy w pełni powodu, dla którego trup wzbudza w nas uczucie wstrętu.
Znacznie bardziej pomocna w próbie odpowiedzi na pytanie dotyczące przyczyn wstrętu na widok zwłok jest teoria abiektu, jaką w swoim Eseju o wstręcie zaprezentowała bułgarska badaczka Julia Kristeva.
Opisując trupa w kontekście freudowskiej koncepcji niesamowitości, posłużyliśmy się zaimkiem „to”.
Już w samej warstwie językowej dostrzec można, że zwłoki stają się czymś problematycznym. Problemem jest tutaj niemożność kategoryzacji i odniesienia owego fenomenu do znanych form: trup nie jest bowiem już podmiotem (subject), ani też przedmiotem (object), z którym można cokolwiek uczynić:
„Gnijące ciało – jak pisze Kristeva – pozbawione życia, (…) dwuznaczny element między tym co zwierzęce a tym, co nieorganiczne, (…) Ciało bez duszy, nie-ciało, dwuznaczna materia, (…) trup jest odpadem, materią przejściową, zmieszaniem, lecz także odwrotną stroną tego, co duchowe, symboliczne, boskiego prawa”.
Na określenie „przedmiotu” niewpisującego się w żadną z tych kategorii, filozofka posługuje się terminem abiekt.
Etymologia słowa wywodzi się z łacińskiego abicio, abicere, abiectum, czyli „odrzucać”, tak więc to, co wstrętne jest tym, co zostało odrzucone. Kristeva pojmuje więc wstręt nie tyle jako emocję, lecz przede wszystkim mechanizm obronny:
„(…) jeden z owych gwałtownych i mrocznych buntów bytu przeciw temu, co mu zagraża i co, jak się zdaje, nadchodzi z zewnątrz lub rozsadza od wewnątrz, rzucone obok tego, co dopuszczalne, tolerowane, możliwe do pomyślenia”.
Jednak przed czym mechanizm obronny?
🤰 3. Zwyczaj chowania zmarłych w pozycji embrionalnej i powrót do łona
W indywidualnym psychorozwoju dziecka wyróżniona przez filozofkę faza abiektu wyznacza moment, w którym dziecko oddziela się od matki i zrywa pierwotną więź, symbiozę – to wyjście ze stanu niezróżnicowania („dziecko i matka to jedno”). Choć wciąż nieodzowna dla dziecka, matka i matczyne płyny stają się „wstrętne”. Dziecko czyni matkę „wstrętną”, ale samo nie jest jeszcze w pełni niezależnym podmiotem, a matka – przedmiotem.
To odrzucenie staje się przyczyną kryzysu narcystycznego, bo dziecko nie jest ani złączone, ani oddzielone od matki. Kristeva tłumaczy, że widmo tego niezróżnicowania stanowi konieczny warunek by ukonstytuować własną tożsamość, a wraz z nią naturalne dla nas opozycje i bezpieczne granice, którymi operujemy: wnętrze-zewnętrze, podmiot-przedmiot, ja – ty.
Gdy później w psychorozwoju zostaną wyróżnione przeciwstawne sobie odpowiedniki w postaci podmiotu i przedmiotu, wówczas stają się one swoimi korelatami, wspierającymi się i gwarantującymi stabilność – świat nagle rozpina się na dwóch przeciwstawnych biegunach i zapewnia porządek: „ja – ty, my – wy, tu – tam, wnętrze – zewnętrze, bezpieczne – niebezpieczne”.
Widok abiektu – jak zwłoki – rozbija tę binarną opozycję i burzy porządek: jego pojawienie się konfrontuje nas z najdawniejszymi próbami odgraniczenia się od „matczynej istoty”, czyli zanim zaczniemy egzystować poza nią. Cały otaczający nas porządek symboliczny, a wraz z nim nasza tożsamość jako podmiotu, zostają wówczas podważone i ukazane w swojej niestabilności i groźbie popadnięcie w stan przedindywiduacji.
W klasycznej psychoanalizie freudowskiej lęk przed śmiercią utożsamiany był z lękiem przed oddzieleniem od matki w wyniku „traumy narodziny”. Stan śmierci, jako moment wygaśnięcia wszelkich popędów, jawił się jako powrót do łona matki, na co wskazywałyby obyczaje chowania zmarłych w pozycji embrionalnej np. wśród ludów Afryki Środkowej czy Indian z Peru.
🤫 4. Obyczaj milczenia i skąd pojęcie nieśmiertelności?
Badacz Jean-Thierry Maertens w eseju Nad otwartym grobem podejmuje ciekawy wątek dotyczący związku zmarłego z językiem i genezą obyczaju milczenia w obecności zmarłego.
Wśród wielu społeczności prymitywnych bardzo powszechny jest zakaz wymawiania imienia zmarłego, tak jakby dźwięktracił swój desygnat i dlatego słowo jest niewypowiadane.
Francuski badacz wskazuje jednak, że takie obyczaje nie występują w społeczeństwach barbarzyńskich oraz cywilizowanych i w rozwiązaniu tej trudności wysuwa ciekawą tezę dotyczącą związku pisma z ideą nieśmiertelności:
„(…) imię zapisane żyje ewidentnie dłużej niż jego desygnat (zwłoki), ale myśl ludzka nie potrafi pogodzić się z odrębnym istnieniem signifiant [znaczącego]i signifié [desygnatu]; dlatego też ucieka ona w dyskurs metafizyczny lub teologiczny, ażeby zapewnić sobie przetrwanie w zaświatach jakiejś «duszy», dzięki czemu znak uzyskuje niezbędny mu desygnat (…)”.
Innymi słowy Maertens hipotetyzuje, że geneza stworzenia takiego konceptu jak nieśmiertelna dusza w zaświatach wynikać mogło z potrzeby językowej: fizyczna osoba zniknęła, jej imię pozostało z nami, więc musi się wciąż do czegoś odnosić.
🪦 5. Płyta nagrobna i narodziny sztuki przez śmierć
Régis Debray w eseju Narodziny przez śmierć zauważa, że „wstrząs na widok zwłok, od którego zaczyna się człowieczeństwo, rozbudził w człowieku zarazem potrzebę religijną i potrzebę tworzenia obrazów”.
Ciekawostka: Śledząc etymologię słowa znak oraz semantyka i semiologia (nauka o znakach), które pochodzi od greckiego sema (kamień nagrobny), autor upatruje się genezy wszelkiego obrazowania w lęku przed śmiercią, a konkretniej przed horrorem, jakim jest widok trupa.
By uniknąć tej traumy tworzone są sobowtóry zmarłego, tak jak w przypadku rytuałów pogrzebowych królów Francji czy ludu Torajów, podczas których zwłoki chowane były w ziemi, natomiast na widok publiczny wystawiano wierną podobiznę zmarłego. Według Debray takie praktyki miały nie tylko na celu oddalenie się od wstrząsającej zgnilizny, ale były przede wszystkim swoistym unieśmiertelnieniem:
„Między reprezentowanym a reprezentacją nastąpił transfer duszy. Reprezentacja nie jest po prostu kamienną metaforą zmarłego, lecz realną metonimią, uduchowionym, ale wciąż fizycznym przedłużeniem jego ciała. Obraz to żywy człowiek wysokiej jakości, dobrze odżywiony, nie utleniający się”.
📸 6. Memento mori fotografii i praktyka zdjęć post-mortem w XIX wieku
Teoria Debraya rzuca nieco światła na fenomen, jakim była rozpowszechniona w XIX wieku praktyka zdjęć post-mortem.
Były to studyjne zdjęcia robione zmarłej osobie, która dzięki specjalnym stelażom i ucharakteryzowaniu do złudzenia przypominała żywą osobę. Naturalnie, zapotrzebowanie na tego typu zdjęcia podyktowane było przede wszystkim wysoką śmiertelnością wśród dzieci, co uniemożliwiało niekiedy wykonanie zdjęcia za życia.
Na przykładzie fotografii post-mortem, jako szczególnego przypadku reprezentacji, bardzo dobrze widać funkcję „unieśmiertelniania” i wypierania gnijących zwłok.
Szybkość, z jaką wykonywane jest zdjęcie znacząco uwydatnia fakt, że fotografujemy tylko to, co przemija, to co nietrwałe. Nie bez powodu w klasycznej książce O fotografii, Susan Sontag dopatruje się w każdym zdjęciu ukrytej sentencji memento mori. Oswojenie się z trupem polega zatem na zatrzymaniu procesu rozkładu i tanatomorfozy poprzez zastąpienie realnych zwłok symulakrum w postaci zdjęcia. Stanowi to więc formę unieśmiertelnienia lub, by powiedzieć za Barthes’em, zdjęcie „produkuje Śmierć, by zachować życie”.
Powstaje jednak pytanie, czy rzeczywiście „śmierć śmierci” i osiągnięcie nieśmiertelność stanowi najgłębsze z ludzkich pragnień?
🧟♂️ 7. Żywy trup, czyli horror nieśmiertelności
Debray uważał śmierć za praprzyczynę wszelkiej figuracji i konsekwentnie widział w wyparciu śmierci upadek sztuki:
„«Śmierć Boga» była tylko epizodem, «śmierć człowieka» już poważniejszą sprawą. Córa tych dwu zgonów – śmierć śmierci – zada ostateczny cios wyobraźni. Ukryć agonię w szpitalach, a prochy w kolumbarium, grozę zamaskować szminkami w sztucznym oświetleniu funeral home – to stępić nasz szósty zmysł niewidzialnego, a przy okazji i pięć pozostałych”.
Widok surowych zwłok zmusza nas więc do zabalsamowania ich, ukrycia pod ziemią czy stworzenia bardziej znośnego substytutu. Co się jednak dzieje, gdy mimo tych wszystkich kroków, trup nie przestaje nam zagrażać – co więcej, ożywa i bezpośrednio wdziera się w nasz porządek?
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że fantazmatyczna konstrukcja, jaką jest żywy trup bardzo silnie wpisała się w kulturę XX wieku głównie za sprawą horrorów. Slavoj Žižek stwierdzi nawet, że
„Zjawiskiem, które od początku do końca zasługuje na miano «podstawowego wyobrażenia współczesnej kultury masowej», jest (…) właśnie fantazmat powrotu żywego trupa: wyobrażenie osobnika, który nie chce pozostać zmarłym i ciągle powraca, stanowiąc groźbę dla żywych”.
Żywy trup pojawia się po raz pierwszy w latach 30. w filmie White Zombie, jako efekt ówczesnej fascynacji kultem voo-doo za sprawą książki Williama Seabrooka The Magic Island. W książce tej opisuje on jeden z tajemnych obrzędów na Haiti polegający na ożywianiu zmarłych i czynieniu z nich służących.
Jednak punktem zwrotnym jest wejście na ekrany kin filmu Noc żywych trupów George’a Romero, w którym następuje przejście od mechaniczno-magicznego sposobu przedstawiania zombi poddanych kontroli ku ekspozycji ich obrzydliwości. Zombie ukazane zostają najczęściej w stanie połowicznego rozkładu i poszarpane „niepodobne są już nawet do trupów”, by posłużyć się słowami Henriego Barbusse’a.
Z tego też względu żywy trup wnosi zamęt nie tyle do naszego porządku symbolicznego, ile metafizycznego. Porządek ten zamknąć można w prostej, a bardzo wymownej tautologii Vladmira Jankélévitcha:
„to, co żyje, jest żywe tylko pod warunkiem, że jest śmiertelne; i jakże prawdziwy jest fakt, że to, co nie żyje, nie umiera: lecz jest tak dlatego, że to, co nie umiera, nie żyje”. Śmierć jest nieodzownie wpisana w życie, ale to właśnie ona „określa wstecz sens życia”.
Echa być może pobrzmiewają w pamiętnych słowach Franza Maurera z Psów:
Filozof stwierdza, że życie jest ledwie momentem, jest efemeryczne, jednak „fakt, że się jej przeżyło, jest faktem wiecznym”. Żywy trup, nie będąc już człowiekiem a tylko wyzbytym z tożsamości splotem ciała i popędów, przekreśla nie tylko fakt przeżycia, ale w swojej „nieśmiertelności” podważa wszelką sensowność i jednostkowość owego unikalnego hapaks*, jak określa życie Jankélévitch.
[*hapaks legomenon w semantyce to „słowo, wyrażenie, forma stylistyczna, która występuje tylko jeden raz w danym dokumencie”, często o niejasnym znaczeniu, unikalne i trudne do przetłumaczenia].
Dlatego może dawna formuła ekskomunikacyjna brzmiała: „Po śmierci twoje ciało na wieki pozostanie niezniszczalne, jak kamień i żelazo”, a największą spośród kar było właśnie „piekło nieśmiertelności”.
PS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, zapisz się do mojego newslettera – w poniedziałek, środę, piątek przed 8:30 dostaniesz krótkie 5 nagłówków z wydarzeniami ze świata 👇